piątek, 4 stycznia 2013

Zołza Założycielka i nadciągająca irytacja zakończona przytupem


I co tu udawać? Matki doznają nieraz i nie dwa szału. Szał objawia się totalnym wrzaskiem i chęcią uduszenia potomstwa. Potomstwo też wrzeszczy. Im bardziej wrzeszczy matka, tym potomstwo zachowuje się gorzej. Do niczego to nie prowadzi. Wiadomo. I co z tego? Doświadczenie jest potrzebne i raz na jakiś czas warto na siebie nawrzeszczeć. Nie, że trzeba, tak bez powodu. Nic z tych rzeczy i nie łapcie mnie za słówka. Tylko po prostu, jak się matka wkurzy, niech powrzeszczy. Głuchoty u potomstwa nie spowoduje raczej, a jej przejdzie. Bo przechodzi potem właściwie od ręki. I znowu się można przytulać i ucałować i posprzątać na przykład to, co było powodem wrzasku matki. I nie wierzę, że Wy nie wrzeszczycie – nie ma świętych, no nie ma. Wszystkie są Zołzowate, tylko niektóre udają. Te co na co dzień, eko, niedoskonałe, różowe, power, bliskości, chustowe, wózkowe, na emigracji.. no wszystkie czasem wyłażą z siebie i stają obok.

Ja dziś wyszłam. Jak stałam obok, to wrzeszczałam, jak wróciłam na swoje miejsce, ukochałam. I dalej żyjemy. Praca w domu wymaga czasem zajęcia pozycji z boku.

Książkę by o tym napisać, co?

wtorek, 1 stycznia 2013

Sernik z pierogami


Polecane rozłącznie jednak, z uwagi na szacunek do organów wewnętrznych, ewentualnie najpierw jedno, potem drugie.

Zaczynamy od sernika, bo łatwiejszy. Bierzemy 6 jajek na podorędzie, herbatniki digestive, 600 gr serka śmietankowego, ekstrakt waniliowy i sok z cytryny oraz masło i cukier.
 Z herbatników robimy jesień średniowiecza, tłukąc je zamaszyście. Następnie dodajemy do nich ze trzy łyżki miękkiego masła i robimy na jedną masę, którą tapetujemy tortownicę, ubijając ciasno. Tortownica 20 cm średnicy, ja od wewnątrz wykładam folią aluminiową, to się przydaje. Tych ciastek to tak paczka lub ciut mniej. Odstawiamy na jakieś 1,5 godziny.
Serek rozbełtujemy mikserem, dodajemy ¾ szklanki cukru, rozbełtujemy dalej, następnie po jednym z trzech jaj i po jednym żółtku z trzech pozostałych. Białka z trzech jaj wykorzystujemy inaczej, ale nie do tego sernika. Międlimy mikserem, międlimy i dodajemy łyżeczkę ekstraktu z wanilii i łyżeczkę soku z cytryny. Kończymy pracę na obrotach. Bierzemy schłodzoną tortownicę, owijamy szczelnie folią aluminiowa z zewnątrz, wlewamy masę i wkładamy do brytfanny napełnionej do połowy wrzątkiem – uskuteczniamy pieczenie w kąpieli wodnej przez godzinę na 180 stopni. Na ostatnie 10 minut na piekący się sernik wlewamy zwykłą śmietanę – jakieś 100 ml rozbełtaną z łychą cukru i ekstraktu waniliowego. To się z tą śmietaną na wierzchu jeszcze trochę piecze. Wystawiamy, wyjmujemy z kąpieli wodnej, odwijamy przemoczoną folię. Czekamy aż ostygnie. Do lodówki, a potem z lodówki wyjadamy. Przepis Nigelli Lawson. Proste i pyszne. Godzilla zżera od razu ze trzy kawałki. (Godzilla to moje dziecko starsze).

Jak zrobiony sernik, to pierogów nam się już nie chce robić. Ale jakby jednak, to przepis jest z grubasów na motorach, z Kuchni.tv, tylko nie trzeba go tak co do grama uskuteczniać i oliwki mogą być zwykłe i papryka innego koloru – co kto ma.

sobota, 29 grudnia 2012

Zołza Założycielka przed Sylwestrem poleca


Prawdopodobnie potrzebuje pomocy psychiatry. Jej stan psychiczny jest chwiejny i zagraża otoczeniu. Otóż Zołza znudziła się odpoczywaniem świątecznym tak dalece, że zaraz po świętach znalazła sobie, i co gorzej domownikom, liczne zajęcia. Związane ze stolarstwem, mniej więcej, no może ze skręcaniem mebli będzie precyzyjniej... Groziło to rozpadem małżeństwa Zołzy, ale jakoś się udało. Największy kryzys był przy napełnianiu tego, co zostało skręcone, bo tego już nikt – oprócz Zołzy – nie wytrzymał. Dziecko Zołzy (Godzilla starsza), oznajmiło z pogardą, że matka mu znowu porządek robi i nic nie będzie można znaleźć. A jakby Zołzie tego było za mało. Wzięła się za przygotowanie 12 potraw… sylwestrowych, bo wigilijne się zjadły. Cały dzień w kuchni nie osłabił jednak jej werwy, wzięła się za prasowanie. Po dwóch godzinach z żelazkiem, kiedy to mąż Zołzy miał już nadzieję, że wreszcie baba odpuści i pójdzie spać… ta się zabrała za pisanie.

NUDNE te święta, za długie!

A Zołza ma fajny przepis na argentyńskie pierożki z wołowiną – doskonałe na Sylwestra, bo mogą być jako zimna przekąska. Robi się je długo i trudno, ale jakbyście chciały – się podzielę, przepisem, nie pierożkami! Przepis jest z Kuchni.TV, ale wymaga jednak dostosowania drobnego do warunków klimatycznych w naszej strefie czasowej.
Poza tym mam też doskonały przepis na prosty sernik, który się piecze w kąpieli wodnej, jakby któraś chciała zabłysnąć, polecam.

poniedziałek, 24 grudnia 2012

Hurtem

Obskakuje Zołza Założycielka blogi, korzystając z chwilowej ciszy powigilijnej. To i tu napiszę.

Wesołych Świąt!

Przygotowania do świąt zakończone sukcesem. Wszystko przygotowane. Wigilia udana. Prezenty dostarczone, dzieci zadowolone i reszta też. Tak trzymać, choć to wyczerpujące, to satysfakcja gwarantowana. Siła jest kobietą, to znaczy Zołzą, bo 48 godzin gotowania i sprzątania to jednak jest coś.

Do miłego!

środa, 12 grudnia 2012

Zołza Założycielka i chwila z piernikami

Nienawidzę pierników. Ich zapach wdziera się w moje zołzowate nozdrza i wywraca mi mózg. Do cna. Ale obiecałam Wam przepis, taki, który jeszcze da się zrobić i wyjdą.
Weźcie sobie Zołzy mąkę – tak ponad pół kilo – 60 dkg, miód – ze 20 dkg, jajko, cukier – mniej niż szklanka, mleko i przyprawa do pierników i płaska łyżeczka sody. Przyprawa może być zrobiona samodzielnie. Mnie tam wszystko jedno. I tak, jak robię, to z zatkanym nosem.
A i masło, taki skobek przyzwoity.
Masło, miód i cukier do rondla, zagrzać. Ostudzić, ale nie do cna, będzie sztywne. Za sztywne. Trzeba to połączyć z jajkiem i mąką – najlepiej nie w tym rondlu, bo będzie ciężko. Lepiej wziąć większe naczynie, mąż potem posprząta – żeby miał swój udział w piernikach. Trzeba to wyrobić i jeszcze dodać te trochę mleka, żeby w ogóle dało się wyrobić. Klejaszcze trochę będzie, ale luz – poklei się, poklei i przestanie. Do lodówki – to się musi schłodzić. A jak się spieszycie, to do zamrażalki, na krócej niż do lodówki. Albo na balkon – w końcu mróz trzyma, tak? Po odpowiednim schłodzeniu wyciągamy i właściwie, znowu możemy wykorzystać partnera, względnie męża, kogokolwiek. Kroimy kawałek, reszta do lodówki. Kawałek na stolnicę, blat albo co płaskiego (byle nie podłoga) i wałkiem atakujemy. Na płask. Chudo raczej. Grubo będzie potem nieładne. Rozwałkowane? To wycinamy gwiazdeczki, serduszka, ludziki. U nas tradycja jest, że się wycina samochody, rowery, kwadraty, misie i rekiny. Rekiny wychodzą nam świetnie.

Pieczemy po jakieś 15 minut na partię, to niezła zabawa i szybko z kuchni nie wyjdziecie. O nie! A jak jeszcze zaangażujecie w to dzieci, to zajęcie jest na pół dnia. Drugie pół dnia zeskrobujecie ze ścian i blatów resztki ciasta. Klejaszczego, a jakże. A potem jeszcze to trzeba ozdobić. Jak jesteście porządnickie, to oczywiście zrobicie lukier własnoręcznie, ale sklepowe rozwiązania są niezgorsze i można sobie życie ułatwić. I te posypki różne na to.
A jak chcecie to jeść na święta (ja nie jadłam nigdy, tylko na choinkę lądowały), to musicie potrzymać ze dwa-trzy dni w otwartych pudełkach. Wilgoci potrzebuje. Jak na szybko, bo zrobicie tuż przed Wigilią, to zawsze można w łazience potrzymać – chyba?… No nie wiem, ale tam wilgoci więcej.

A mówiłam, że nie cierpię pierników. Nienawidzę!

Dlatego od dwóch lat pierniki skutecznie zastępuję ciastkami kruchymi, które też da się wycinać i nie trzeba do nich na szczęście dodawać tych paskudnych „aromatycznych” przypraw (powstrzymałam się od epitetów!).
Ciastka kruche są prostsze. Też są z mąki, jajka, cukru i masła. Ale bez miodu, to taniej wyjdą. Masło – duża kostka, 250 gramów, 120 g cukru, 370 mąki i jedno jajo. Zagnieść jak kruche, nie za długo wyrabiać. A kruche wiadomo – masło wcieramy w mąkę z cukrem, do tego jajko i jak trzeba, to można sobie pomóc odrobiną wody. Do lodówki. Pieczemy na 160 stopni, po wcześniejszym rozwałkowaniu i powycinaniu rekinków. Rekinki ja osobiście planuję zapakować w takie ładne pudełeczka (kupiłam po 8 zł w bardzo fajnym sklepie) i dać teściowej. Jedno pudełeczko znaczy. Serduszka i gwiazdeczki popakuję dla pozostałych babć. Ale będzie śmiesznie.

Lukrowanie i ozdabianie jak przy pierniczkach, burdel w kuchni ten sam. Ale co tam, święta są w końcu.

PS. Jak Wam nie wyjdą ani pierniczki, ani ciasteczka, to pretensje miejcie do siebie, a nie do moich przepisów. Mnie wychodzą.

czwartek, 6 grudnia 2012

Głupie pierniki, głupie

Matka, będąca Zołzą Założycielką, osiągnęła stan dziwny, określany jako przemęczenie. Musi stan ten wnikliwie przeanalizować, celem udostępnienia Wam wiedzy na ten temat, choć zapewne na ten temat wiecie same dużo. No ale, ku przestrodze, na przykład. Raczej nie ku zachęcie, bo to do diabła niepodobne, żeby się tak zszargać, że własne dzieci wk…rzają. Uroki pracy. Inna strona pracy, ciemna strona pracy.

Świąt nie będzie, odwołuję! I nie znoszę pierniczków. Zapach przypraw mnie osłabia. Lubię ciastka maślane. A i mam przepis na te głupie pierniki taki, że się da zrobić i tydzień przed świętami. Jak która chce, to napiszę, albo i nie napiszę. ZOŁZA.

poniedziałek, 3 grudnia 2012

Usprawiedliwienie

Zołza ma chwilowo za dużo na głowie, co tłumaczy jej rzadkie tu wpisy. Ale poczekajcie, jeszcze Was zarzucę treścią. A teraz muszę iść śledzić Piechocińskiego... No tak, taki los, co zrobić. Zołza komentuje znowu, to musi wiedzieć, co się dzieje. A najbardziej to musi znaleźć jakiś ciuch do tego, żeby przyzwoicie wyglądać podczas tego komentwania. I właściwie, to jest główna rzecz, która Zołzę teraz zaprząta. Głupia baba taka, nie? NIE MAM W CO SIĘ UBRAĆ!