I co tu udawać? Matki doznają nieraz i nie dwa szału. Szał objawia się totalnym wrzaskiem i chęcią uduszenia potomstwa. Potomstwo też wrzeszczy. Im bardziej wrzeszczy matka, tym potomstwo zachowuje się gorzej. Do niczego to nie prowadzi. Wiadomo. I co z tego? Doświadczenie jest potrzebne i raz na jakiś czas warto na siebie nawrzeszczeć. Nie, że trzeba, tak bez powodu. Nic z tych rzeczy i nie łapcie mnie za słówka. Tylko po prostu, jak się matka wkurzy, niech powrzeszczy. Głuchoty u potomstwa nie spowoduje raczej, a jej przejdzie. Bo przechodzi potem właściwie od ręki. I znowu się można przytulać i ucałować i posprzątać na przykład to, co było powodem wrzasku matki. I nie wierzę, że Wy nie wrzeszczycie – nie ma świętych, no nie ma. Wszystkie są Zołzowate, tylko niektóre udają. Te co na co dzień, eko, niedoskonałe, różowe, power, bliskości, chustowe, wózkowe, na emigracji.. no wszystkie czasem wyłażą z siebie i stają obok.
Ja dziś wyszłam. Jak stałam obok, to wrzeszczałam, jak wróciłam na swoje miejsce, ukochałam. I dalej żyjemy. Praca w domu wymaga czasem zajęcia pozycji z boku.
Książkę by o tym napisać, co?