poniedziałek, 5 listopada 2012

Wózkowa Zołza i strategia na kurz

Poradnik bądź jak kto woli nieporadnik kobiety łączącej (różne wykonywane prace).

Weekend długi, sprzyjał podjęciu prac nieco zaniedbanych, które spadły z listy priorytetów, gdyż priorytetem okazała się praca, ta inna praca niż domowa. Ale w tym wszystkim przecież chodzi o to, by jedno z drugim umiejętnie łączyć. To się wzięłam, zwłaszcza, że koty szare pospolite łypały znacząco. Dłużej nie można było udawać, że ich nie ma. Trzeba było te meble poodsuwać i zrobić gruntownie, a nie tak po łebkach, jak co dzień. Kocich łebkach, kocich.

Strategia na kurz poniżej, pogrupowana dla wygody w zestaw niezbędnych czynności. Okien nie uwzględniam, bo mam dachowe, co oznacza, że jak umyję to przez godzinę są czyste, a potem już nie. Dla godziny radości nie będę myła. W nosie. W kwestii tarasu, który pokrył się dziwnie brudną szarością też nic nie zrobię, poczekam na wiosnę, bo teraz zimno, więc i tak nikt nie wychodzi. A na święta może śnieg spadnie, to przykryje i po bólu.

Czynność pierwsza, na którą składa się szereg podczynności:
- zbiórka makulatury – po kątach. Gazety głównie. Mimo kryzysu czytelnictwo prasy jednak nie spada, tylko prasa jest przynoszona z pracy. Mąż przynosi, nie szkodzi, że już nie pierwszej świeżości (prasa, nie mąż), czytać się da.
- zbiórka szkła, plastiku, złomu – głównie z dziecięcych zabawek. Szkło znosi mąż, choć twierdzi, że zwrotne, to od ponad roku nie oddał. Zasili kosz na recycling. Właściwa segregacja odpadów to podstawa. Żyjmy eko, nie?
- zbiórka ubrań – za małe (jednak Godzille rosną jak opętane) – do wora i do piwnicy, względnie dla okolicznych mniejszych dzieci, jak są pod ręką. Reszta do podziału na kategorie: bardzo brudne, brudne, mniej brudne i znośne. Kategoria pierwsza i druga zasilają kosz na brudy, względnie od razu pralkę – w odpowiednich zestawach kolorystycznych. Przynajmniej się staram utrzymywać tonacje. Przyznaję, że czasem mi się mieszają te palety barw jednak. Jakoś zawsze coś białego trafia z ciemnymi. Widać u mnie biel ma różne odcienie szarości, jak to w życiu. Mniej brudne są odkładane na stertkę do donoszenia. Z reguły, ta stertka po osiągnięciu rozmiarów Kilimandżaro, ląduje też w koszu na brudy. Znośne – do szafek.

Czynność druga:
- szorowanie kuchni. Kuchenka (i taka szybka nad nią) najgorzej. Szybka była moim błędem strategicznym, przyznaję. Ale skąd ja mogłam wiedzieć, że to g… się nie daje doczyścić i tak się po tym marze? Nie było ostrzeżeń na etykiecie. Szafki i blaty oraz lodówka – ale tylko z zewnątrz. W środku przecież nie widać i trzeba zresztą szybko zamykać, żeby prąd oszczędzać i żeby chłodek nie wylatywał. To niby jak tam ścierą machać?

Czynność trzecia:
- segregowanie zabawek – to tak ze 3-4 godziny lekką ręką. Zasadniczo można sobie ten etap darować, bo po godzinie od posegregowania i rozdzielenia malutkich elementów Lego od malutkich elementów Playmobila oraz od puzzli 1000-elementowych i kulek szklanych i powyciąganiu z samochodzików napchanych tam śmieci i po założeniu oponek na te samochodziki i po poukładaniu książeczek i po ułożeniu zeszycików starszego i po poukładaniu płyt… można zaczynać od początku. Najlepiej mieć jedno duże pudlo i tam wrzucać jak leci – jak będą chcieli, to sobie wygrzebią.

Czynność czwarta:
- ścieranie kurzu po pokojach. I mam do tego takiego nowego przyjaciela. Lubimy się teraz tak samo jak z mopem. Takie ściereczki nawilżane. Ja wiem, że to nieekonomicznie, ale mnie już szlag trafiał na pranie tych ścierek normalnych, z których niezależnie od jakości i tak się pyliło. W każdym razie teraz trzeba tylko uważać, żeby nie pomylić tych z tymi od pupy, bo pakują tak samo. Godzilla już ma antystatyczny na kurz tyłeczek, szkoda, że na g… nie, bo akurat kurz mu pod pieluchą nie przywiera. Mniejsza z tym zresztą, co mu i jak. O ściereczkach miało być. Nieekologicznych, nieekonomicznych, ale ułatwiających życie.

Czynność piąta:
- trzepanie narzut i innych kocy, poduszek, itd. Z tym to jednak najlepiej starego wysłać. Jak się mu powie, że to dla jego zdrowia, to poleci i potrzepie. Najczęściej jednak okazuje się, że nie ma co trzepać, trzeba prać. Wtarte resztki pokarmowe schodzą tylko przy prędkości 1000 obrotów na minutę. Średnio raz na tydzień powinnam im to fundować, ale po paru miesiącach, nie byłoby co rozkładać. W związku z tym, stary trzepie, a wtarte resztki pokarmowe Godzille wyskrobują pazurkami, jak są bardzo głodne i nie mogą się doczekać obiadu. Właściwie ma to swoje dobre strony. Ta higiena w nadmiarze nie służy tej ekonomii – tym bardziej.
Można do tego jeszcze za jednym zamachem pościel wymienić. W pralce już i tak korek, co za różnica. Tylko kontener trzeba zainstalować zamiast dotychczasowego kosza na brudy.

Czynność szósta:
- sprzątanie łazienki. No tu to się trzeba namachać. I żadna tam ekologia, przyzwoita chemia się leje. A tak w ogóle, to kiedyś znajomy opowiadał, że jak kupił do campera środki czystości eko, to się jeździć nie dało z powodu smrodu. Eko nie czyści, albo czyści inaczej. Nie wiem, nie próbowałam, bo eko kosztuje, a jednak w kwestii płynu do toalet pozostanę eko... nomiczna. Że to dla przyszłych pokoleń? No bądźmy realistkami, która myśli o przyszłych pokoleniach usuwając kamień z wanny? Ja myślę tylko dosadnie, próbując sobie udowodnić, że to machanie ma sens i że to, że to ja akurat macham, a stary jak zwykle nie – też ma jakiś głębszy sens. Niby jak mu powiem, żeby pomachał, pomacha, ale jak on macha, to ja muszę pomachać, żeby poprawić. Nadążacie? To już wolę sama. Generalnie, takie fitness ze ścierą. Raz i dwa – kafelki nad wanną – stretching, wanna i umywalka – aerobic z elementami zumby, kafelki za wanną – o to już joga, względnie pilates.

Czynność siódma:
- odkurzanie. Czysta przyjemność, po szorowaniu łazienki. Tylko trzeba uważać na kasztany, orzechy, metalowe i szklane kulki oraz klocki, których nie wypatrzyło się podczas realizacji czynności powyżej. Matki synów pewnie wiedzą, o co chodzi. Amunicja wszelkiego rodzaju może bowiem zatkać rurę od odkurzacza i to dość dotkliwie. Z żadnej strony wtedy się nie da. I albo nowa rura, albo wieszakiem jakoś. Wiem, co mówię. Lojalnie przestrzegam. To jest niebezpieczne, zwłaszcza jak się meble odsuwa. Tam są składy tych wszystkich pocisków.

Czynność ósma:
- tak, wreszcie. Mopowanie. Czysty relaks, finezja, poezja, jak ozdabianie tortu. Ostatnie szlify. No chyba, że rozlali gdzieś klejaszczy sok, to wtedy trzeba przycisnąć. Ruch posuwisto-zagarniający – mój ulubiony. Kwintesencja.

Czynność dziewiąta:
- rozkładanie narzut, poduszek, krzeseł.

Dziewięć kroków do czystego królestwa domestic goddes, tego raju pachnącego porządku.

Wypuszczam Godzille. Znaczy same się wypuszczają.
To tylko jeden krok do bałaganu i stanu sprzed. Zaledwie w 5 minut.

I same powiedzcie, czy to ma sens? Ekonomia mówi sama za siebie. Właściwie nawet nie ekonomia, matematyka po prostu i wcale nie ta wyższa. 1 < 9. Miłego sprzątania, Zołzy!

PS. Po tym praniu będzie prasowanie. Ale to już inna historia.

1 komentarz: