Też to kiedyś przerabiałam, zawartość mojej macicy była wystarczającym powodem do odebrania mi samochodu służbowego, telefonu i normalnego traktowania.
Siedzę w domu, próbuję sama stworzyć sobie miejsce pracy, nie marudzę, nie upominam się, robię aktywnie, co mogę. Przez jakiś czas faktycznie czułam się wyłącznie jak sfrustrowana idiotka, która do niczego się nie nadaje. Bo uwierzyłam w to, co panowie mówią i jak mówią. Panowie – posłowie, szefowie…koledzy, nie, nie wszyscy… ale wystarczająco dużo, by uwierzyć. „Tobie tego nie dam, bo masz małe dzieci.. A ty to masz małe dzieci… nie napisałaś doktoratu, a tak, masz małe dzieci..”.
Tak, nie napisałam, bo mam małe absorbujące dzieci, ale nie dawano mi szans na pisanie … mnie wrzucano zajęcia dla sekretarki, bo przecież siedząc z dziećmi mam czas robić takie rzeczy.
Parytet, równouprawnienie – tylko wtedy, kiedy liczą się nasze głosy, w pozostałych wypadkach zjeżdżajcie do garów, głupie baby. I dzieci rodzić. Przedmiotowo, nie podmiotowo. A od naszych męskich spraw – wara…
A kto zawinił z dachem? Pani minister? Nie, to chyba jednak nie należało do jej kompetencji, panowie…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz