Zołza pokłóciła się z promotorem. W zasadzie dlatego, że poczuła się przez mentora opuszczona i postawiła sprawę brutalnie, kawę na ławę. W świecie zhierarchizowanych akademickich wartości normalnie kawa na ławę nie wjeżdża. Tylko przez bibułkę i w bawełnie. A Zołza prosto z mostu. Promotor osłupiał, następnie się zbulwersował, po czym zmienił front. Czyli Zołza zyskała pożądany efekt i promotor znowu poświęci jej więcej uwagi, by mogła przysiąść nad tezami. Jest szansa, że praca ruszy i tu. Przynajmniej będzie powód, by przełożyć książki na inną półkę. Kurze sobie powycieram.
Promotor z autorytetem zauważył w trakcie żarliwej wymiany zdań w stylu nieakademickim, iż zasłaniam się dziećmi. Byłam bliska czynów niedozwolonych (choć przez telefon mu nawtykałam, temu autorytetowi), bo się nigdy nie zasłaniałam dziećmi, tylko robiłam, co mi kazali, więc czasu na doktorat mi nie starczało już. A na konferencje z dnia na dzień nie pojadę, bo nikt z Godzillami nie chce zostać.
Na szczęście mam styczność z innymi autorytetami. Ginekolog, jakby nie było dr n. med., więc też ważny, mnie pocieszył.
- Ale Pani Agnieszko (ja mam tak na imię, jakby co) – pani się nie przejmuje. Pracy z dziećmi nie da się pogodzić, a pracy naukowej to już w ogóle. Wcześniej czy później to się rymsnie, chociaż wy kobiety jesteście silne… no ale to i tak waszym kosztem, nawet jak się nie rymsnie. No, ale czas działa na pani korzyść.
- Że się starzeję?
- No nie aż tak. Oj…to znaczy dzieci są coraz starsze, to łatwiej będzie. I się Pani obroni. Mówi Pani, że niedoskonalamama.pl – no zajrzę.
Nie ma to jak obcowanie z autorytetami. Krem sobie nałożę, pod oczy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz